Prawo zaskarżenia wyniku egzaminu maturalnego do sądu przysługiwało maturzystom… od zawsze!

Matury się skończyły, ogłoszono wyniki. Do odegrania pozostał jeszcze doroczny cyrk. W ramach tego żenującego przedstawienia dowiadywać się będziemy, że maturzysta nie ma prawa odwołać się od wyniku egzaminu maturalnego do sądu, choć jest to nieprawdą.

Dowiemy się po raz kolejny, że wynik egzaminu maturalnego jest ostateczny i niepodważalny, a kto temu przeczy jest patentowanym leniem, któremu nie chciało się uczyć, nie zdał, a teraz się jeszcze rzuca.

Zamiast się teraz się rzucać, trzeba było systematycznie się uczyć i wiedzieć ile węgla kamiennego wydobyła Chińska Republika Ludowa w 3 kwartale 1997 roku, na jakie pytania odpowiada przydawka, co poeta chciał powiedzieć i tak dalej…

Zresztą maturzysta obecnie ma mnóstwo możliwości. Może pracę maturalną oglądać i sporządzać notatki, robić zdjęcia – kiedyś nie mógł i żeby w domu sprawdzić, czy egzaminator dobrze sprawdził musiał się nauczyć na pamięć arkuszy swojej pracy. Może zażądać weryfikacji sumy punktów – kiedyś nie mógł, bo obowiązywał dogmat o nieomylności egzaminatora i autora klucza odpowiedzi. Ma na to aż dwa dni od dnia wglądu do pracy – to dużo czasu, przecież ustawodawca mógł przewidzieć termin 6 godzin. Może odwołać się do Kolegium Arbitrażu Egzaminacyjnego i niech się cieszy, że przynajmniej tyle może, bo kiedyś nie było nawet i tego.

A tak w ogóle, to żadne odwołania nie są maturzystom potrzebne, przecież wybitni fachowcy w swoich dziedzinach dokonują porównania pracy egzaminacyjnej z kluczem odpowiedzi – przepraszam: prace sprawdzają, wobec czego o żadnych błędach nie może tu być mowy.

Doprawdy – sposób rozumowania wręcz genialny w swej prostocie i przenikliwości.

Idąc tym tokiem myślenia można by powiedzieć, że sąd karny też nie jest nikomu do niczego potrzebny – prokurator samodzielnie może decydować kto i na ile pewien trafić do więzienia. Jest przecież wybitnym fachowcem w swojej dziedzinie, wobec czego o żadnych błędach nie może tu być mowy…

A wszystko zaczęło się dość niewinnie.

Początkowo uzyskanie dobrego wyniku z egzaminu maturalnego nie było nikomu do niczego potrzebne. Po prostu – matury głupio było nie zdać. Wiedzieli o tym uczniowie, nauczyciele i rodzice.

Po jednej z kolejnych reform edukacji sytuacja zmieniła się diametralnie, ponieważ to właśnie wynik egzaminu maturalnego stał się przepustką na studia.

Rezultat był taki, że na wymarzone studia przyjmowani byli ci kandydaci, którzy uzyskali dobry wynik z egzaminu maturalnego, natomiast kandydaci, którzy nie byli w stanie odgadnąć, co w kluczu odpowiedzi napisał jego autor – a bardzo chcieli studiować na wybranym kierunku, mogli co najwyżej rozpocząć studia w trybie zaocznym, co oczywiście kosztuje.

W ten oto sposób, niegdyś neutralny egzamin dojrzałości, stał się polem zaciekłej rywalizacji. Aby go zdać, abiturient nie tylko musiał się nauczyć i przygotować – musiał też mieć szczęście, aby odpowiednio „wstrzelić” się w odpowiedzi zawarte w kluczu, według którego prace były sprawdzane. Klucz odpowiedzi wymyślono bowiem po to, aby było bardziej sprawiedliwie. Czasami zawiera on odpowiedzi błędne, czasami nie wszystkie odpowiedzi prawidłowe – ale za to krzywdzi wszystkich po równo, dzięki czemu jest bardziej sprawiedliwie.

W takich warunkach, trudno się dziwić, że natychmiast pojawiły się spory o to, co jest prawidłową odpowiedzią, a co nią nie jest, a w konsekwencji zarzuty nieprawidłowej oceny prac maturalnych. Ponieważ w grę nierzadko wchodziły pieniądze – podjęto na szerszą skalę pierwsze próby zaskarżenia wyniku egzaminu do sądu.

Początkowo maturzyści podejmowali próby zaskarżania wyniku egzaminu do sądu administracyjnego.

Wymagało to jednak przyjęcia, że wynik egzaminu maturalnego to jakby taka decyzja administracyjna wydawana w toku egzaminu, czyli postępowania administracyjnego.

Stanowisko to było jednak nie do obrony i to z przyczyn oczywistych – decyzja to akt administracyjny, w którym organ w sposób władczy decyduje o uprawnieniach bądź obowiązkach jednostki. Wynik egzaminu takim aktem nie jest, bowiem jest tylko stwierdzeniem stanu wiedzy abiturienta. W kolejnych orzeczeniach potwierdzano, że stan ten miał miejsce pod rządami starej matury, ale i pod rządami nowej jest aktualny (I SA/Wa 2027/05).

W konsekwencji skargi były masowo odrzucane, jako dotyczące sprawy leżącej poza kognicją sądu administracyjnego wyznaczoną w art. 3 § 2 p.p.s.a.

W tym stanie rzeczy ustawodawca, zatroskany losem abiturientów, postanowił definitywnie rozwiązać problem.

Ustawą z dnia 11 kwietnia 2007 roku – o zmianie ustawy o systemie oświaty oraz zmianie niektórych innych ustaw (Dz. U. z 2007 r., Nr 80, poz. 542) – nowelizowaną ustawę uzupełnił o art. 9c ust. 2a, z którego wynika, że od wyniku egzaminu maturalnego skarga do sądu administracyjnego… nie służy.

No bo po co mają się niepotrzebnie denerwować, czy łudzić, że im Sąd skargę rozpozna. A tak wiedzą od razu z treści ustawy, że nic z tego nie wyjdzie, czym unikają przyszłego rozczarowania. Zupełnie niepotrzebnego.

Próbę negowania wyniku egzaminu maturalnego podjęła niegdyś Kinga Jasiewicz. Po analizie swojej pracy maturalnej doszła do przekonania, iż udzieliła poprawnych odpowiedzi, które nie zostały prawidłowo ocenione przez egzaminatora i w konsekwencji nie uzyskała odpowiedniej liczby punktów, które umożliwiłyby jej zakwalifikowanie się na studia medyczne w trybie dziennym.

Usiłowała ona zaskarżyć wynik na tej zasadzie, iż doszło do naruszenia jej dóbr osobistych takich jak prawo do twórczości naukowej czy kształcenia.

Sprawę przegrała w obu instancjach i trudno się temu dziwić, ponieważ nie można zgodzić się z tezą, że wadliwa ocena pracy maturalnej narusza prawo do twórczości naukowej. Musiałoby to oznaczać, że abiturient może napisać wszystko i musi dostać komplet punktów, ponieważ w innym przypadku dojdzie do naruszenia jego dóbr osobistych. Pisząc egzamin przecież… tworzy naukowo. Co do prawa do kształcenia, to rzeczywiście prawo takie jest gwarantowane konstytucyjnie. Jednak nie można z tego uprawnienia wywodzić prawa do kształcenia tylko i wyłącznie na wybranym kierunku i wybranej uczelni. Przecież nie wszyscy możemy ukończyć prawo na Uniwersytecie Szczecińskim. Nawet jeśli błędnie oceniono naszą pracę maturalną – to przecież nie oznacza jeszcze automatycznie zamknięcia wszelkich możliwości dalszego zdobywania wykształcenia.

W międzyczasie ustawodawca doszedł do wniosku, że maturzysta jest jednak człowiekiem i nie może być traktowany w ten sposób. Okazało się bowiem, że egzaminator, będący w istocie urzędnikiem oświaty, niestety nie jest aż tak nieomylny, jak można by tego od niego oczekiwać.

Ustawą z dnia 20 lutego 2015 roku (Dz.U. z 2015 r. poz. 357) o zmianie ustawy o systemie oświaty oraz niektórych innych ustaw wprowadzono do systemu prawnego art. 44zzz. Tak art. 44zzz, bo ustawa o systemie oświaty to taki akt prawny, w którym proteza podpiera protezę. Na mocy tego przepisu umożliwiono abiturientom skorzystanie z instytucji weryfikacji sumy punktów, a na skutek kolejnych nowelizacji – a przepis ten w ciągu 3 lat i 4 miesięcy był ośmiokrotnie nowelizowany, jak to na art. 44zzz przystało – umożliwiono wnoszenie odwołań do Kolegium Arbitrażu Egzaminacyjnego.

Innymi słowy ustawodawca postanowił, że w przypadku sporu pomiędzy maturzystą, a urzędnikiem oświaty, spór ten rozstrzygał będzie… inny urzędnik oświaty. To zupełnie tak jakby spór między serem a myszą miał rozstrzygać kot. Tak czy inaczej dogmat o nieomylności egzaminatora zastąpiony został dogmatem o niemylności Kolegium Arbitrażu Egzaminacyjnego.

Nie ma się co na ustawodawcę obrażać – dobra psu i mucha.

Czy zatem maturzysta ma jakiekolwiek możliwości zaskarżenia wyniku egzaminu maturalnego do sądu?

Ależ oczywiście!

Zadziwiającym jest, a umyka to niemalże wszystkim uczestnikom debaty, że art. 44zzz ust. 18 u.s.o. wyłącza możliwość wywiedzenia skargi do sądu administracyjnego, czyli sądu szczególnego – nie zaś sądu powszechnego.

Tymczasem zgodnie z art. 177 Konstytucji RP sądy powszechne sprawują wymiar sprawiedliwości we wszystkich sprawach, z wyjątkiem spraw ustawowo zastrzeżonych dla właściwości innych sądów. Z przepisu tego wynika domniemanie kognicji sądu powszechnego, co oznacza, iż jeśli ustawodawca nie przewidział, że właściwym do rozpoznania sprawy jest sąd szczególny, bądź nie przewidział żadnego sądu – sprawę rozpoznaje sąd powszechny.

Jedynym sądem powszechnym, który mógłby rozpoznać sprawę skarżącego się abiturienta byłby sąd cywilny i w postępowaniu cywilnym.

I tutaj pojawia się pewne nieporozumienie.

Otóż podnosi się, że kodeks postępowania cywilnego znajduje zastosowanie tylko do spraw cywilnych materialnych (czyli spraw ze stosunków cywilnych, np. z umów itp.) oraz spraw cywilnych formalnych (czyli spraw, które są niecywilne, ale ustawodawca nakazał rozpoznawać je w postępowaniu cywilnym).

Ponieważ sprawa z powództwa abiturienta byłaby sprawą niecywilną i nie mieściłaby się w żadnej z dwóch powyżej wymienionych kategorii – pozew winien podlegać odrzuceniu, bowiem droga sądowa jest niedopuszczalna (art. 199 § 1 pkt 1 k.p.c.).

Zapomina się, że jest trzecia kategoria spraw, które winny być rozpoznawane w postępowaniu cywilnym, choć są sprawami niecywilnymi. Chodzi o wszystkie te sprawy, dla których ustawodawca nie przewidział żadnej drogi sądowej, a winna ona przysługiwać w związku z konstytucyjnym prawem do sądu.

Jest to właśnie przypadek maturzystów – gdzie ustawodawca nie tylko nie przewidział stosownej drogi sądowej, ale wyłączył możliwość zaskarżenia wyniku do sądu szczególnego.

Co ciekawe, rygorystycznie w tej sprawie wypowiedział się Sąd Najwyższy w uchwale siódemkowej III CZP 152/06, bowiem stwierdził, iż jeśli tylko sąd cywilny odrzuca pozew na tej zasadzie, że droga sądowa jest niedopuszczalna – to obowiązkiem tego sądu jest wskazać sąd właściwy do rozpoznania tej sprawy. Jeśli sąd zaniedbuje tego obowiązku – jego orzeczenie podlega uchyleniu a sprawa przekazaniu do ponownego rozpoznania temu sądowi.

Oczywistym jest, że sąd cywilny nie będzie mógł odrzucić pozwu maturzysty z uwagi na niedopuszczalność drogi sądowej, bowiem nie będzie mógł wskazać innego sądu właściwego do rozpoznania sprawy. Nie będzie mógł także wskazać innego organu, o ile maturzysta skorzysta z możliwości odwołania się do Kolegium Arbitrażu Egzaminacyjnego.

Sąd będzie musiał zatem sprawę rozpoznać. A w toku sprawy za odpowiedź prawidłową uzna to co jest odpowiedzią prawidłową, a nie to co autor klucza uznał, że odpowiedzią prawidłową być powinno.

Bartosz Siemak, adwokat

Bądź pierwszym, który skomentuje

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *