Komentarze pod internetowym artykułem. Kto za nie odpowiada?

Wydawcy portali internetowych mają coraz większy problem. Trudno im powstrzymać falę tzw. hejtu, która wylewa się w komentarzach, tymczasem orzecznictwo sądowe nie zwalnia bynajmniej administratorów z odpowiedzialności  za treść komentarzy.

Bezprecedensowy wyrok zapadł wiosną tego roku. Po siedmioletniej batalii Roman Giertych (były lider Ligi Polskich Rodzin, minister edukacji, a obecnie adwokat) wygrał prawomocnie proces o ochronę dóbr osobistych. Sąd uznał, że konsekwencje za brak usunięcia nienawistnych komentarzy ponosi wydawca serwisu, na którym zostały opublikowane.

Czy proces ten powstrzyma anonimowych internautów, którzy korzystając z poczucia bezkarności, produkują tysiące obraźliwych, wulgarnych, a czasem zwyczajnie głupich komentarzy? Wątpliwe. W praktyce jednak wyrok w tej sprawie może być istotnym krokiem w kierunku ucywilizowania wielu forów internetowych.

Skoro bowiem odpowiedzialność cywilną za treść komentarzy mogą ponosić również administratorzy portali, będzie im zależało na blokowaniu lub usuwaniu tych wpisów, które mogą naruszać dobra osobiste innych osób. Problem ten może dotykać tysięcy serwisów, począwszy od portali informacyjnych ogólnopolskich, po serwisy regionalne, lokalne a nawet blogi. Wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie dotyczy więc w praktyce wszystkich portali internetowych.

Roman Giertych procesował się z koncernem Ringer Axel Springer, wydawcą internetowego wydania „Faktu”. W 2010 roku w serwisie tym opublikowano materiał pod tytułem „Giertych chce odebrać immunitet Kaczyńskiemu”. Pod artykułem szybko zaczęły się pojawiać nasycone nienawiścią komentarze. Giertychowi zarzucano, że nie jest człowiekiem, a Polakiem to już na pewno nie. Pełne wulgaryzmów „opinie” w komentarzach kpiły ponadto z wyglądu i intelektu bohatera artykułu.

Roman Giertych nie pozwał osób, które zamieściły obraźliwe komentarze (nie próbował nawet ustalać danych osobowych internautów), ale wydawcę. Żądał usunięcia obraźliwych wpisów ze strony fakt.pl, przeprosin i 8 tysięcy złotych zadośćuczynienia. Według powoda, wydawca odpowiada za wpisy i zgodnie z ustawą o świadczeniu usług drogą elektroniczną ma obowiązek usuwać komentarze naruszające dobra osobiste. Powód powołał się też na orzecznictwo Sądu Najwyższego, zgodnie z którym wydawca nie odpowiada za obraźliwe komentarze tylko wtedy, gdy o nich nie wie.

Sąd Okręgowy oddalił powództwo a Sąd Apelacyjny apelację powoda, lecz Sąd Najwyższy uchylił wyrok i przekazał sprawę Sądowi Apelacyjnemu do ponownego rozpoznania. Powód dowodził, że wydawca portalu musiał wiedzieć o komentarzach, bo zatrudnia moderatorów do ich usuwania. W trakcie procesu dowiedziono, że wydawca dysponuje automatycznym systemem, który filtruje komentarze według słów kluczowych. Nie tylko człowiek, ale automat przez niego zaprogramowany, zajmuje się usuwaniem obraźliwych treści.

Wiosną tego roku Sąd Apelacyjny w Warszawie przyznał w końcu rację powodowi i nakazał wydawcy portalu fakt.pl zamieszczanie przeprosin.

Sprawa jest niezwykle istotna dla setek wydawców. Wprawdzie w polskim porządku prawnym precedens nie jest źródłem prawa, a każdy podobny przypadek sąd rozpatruje indywidualnie, ale w praktyce sądy często powołują się na wcześniejsze orzecznictwo Sądu Najwyższego i Sądów Apelacyjnych. Co to oznacza dla wydawców internetowych? Bezpowrotnie kończy się era braku odpowiedzialności nie tylko za artykuły, ale także za publikowane w ramach serwisów komentarze. W praktyce wydawca każdego serwisu może popaść w tarapaty, jeśli nie będzie rzetelnie monitorował komentarzy i blokował tych, których treść narusza dobra osobiste innych osób.

Aby zminimalizować to ryzyko wydawcy korzystają z pomocy moderatorów, którzy mają za zadanie usuwać komentarze niezgodne z prawem lub regulaminem serwisu. Oczywiście zdecydowana większość serwisów internetowych, szczególnie tych małych (lokalnych), nie zatrudnia moderatorów. Niektóre korzystają z darmowych systemów CMS, które mają możliwość filtrowania obraźliwych treści zamieszczanych przez czytelników (komentujących). Zwykle taki mechanizm jest dostępny w podstawowej wersji darmowego systemu, administrator nie musi nawet instalować dodatkowych pluginów (a więc modułów programu komputerowego uzupełniających jego funkcjonalności), by mieć kontrolę nad komentarzami. Niestety systemy takie bywają zawodne i są niedoskonałe. Jeżeli internauta w dystyngowanych słowach poinformuje, że ta, czy inna osobistość nie posiada narodowości polskiej, a jej fizjonomia sugeruje raczej proweniencję zwierzęcą, komunikat zostanie zapewne opublikowany.

Dodatkowy problem administratorów może się wiązać z oceną, czy krytyczny wpis narusza dobra osobiste, czy mieści się w ramach dozwolonej krytyki. Nietrudno jest udowodnić, że Roman Giertych jest Polakiem, a nie koniem. Obraźliwe komentarzy w internecie nie zawsze bywają jednak tak jednoznaczne. Obok problemu technicznego (jak wychwycić i zablokować bezprawne komentarze), wydawcy będą musieli więc każdorazowo rozstrzygać, czy krytyczny komentarz faktycznie narusza dobra osobiste, czy być może jest jedynie wyrazem korzystania przez internautę z prawa do wyrażania opinii.

 

Zbigniew Barwina

Bądź pierwszym, który skomentuje

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *